Kiedy tak biegnę myślę, że zwariowałam. Normalne dziewczyny raczej strzelają ogniem, nie? Uznam więc, że musiało mi się to przywidzieć. Tak, to była tylko halucynacja. Ale spowodowana czym? Pochłonięta w mych rozmyślaniach nie zauważam nawet, że jestem już na szkolnym dziedzińcu.
Lekcje płyną spokojnie, i
zgodnie z moimi przypuszczeniami nie zjawił się na nich Michael.
Jestem wręcz przerażona. Co ja mu zrobiłam? Czy ktoś nas widział?
Czy on się obudzi?
Takie pytania dręczą mnie
do końca lekcji. Gdy tylko wchodzę do domu, od razu się odprężam.
Mój dom jest miejscem bardzo
dziwnym i specyficznym. Gdy tylko
otwiera się drzwi, na zewnątrz wręcz wylewa się charakter
właścicieli. Jest to przestronny budynek, z zewnątrz pomalowany na
kanarkowo żółty kolor, z oknami w barwie mahoniu. W środku
zwykle panuje uroczy bałagan, a ściany są w większości opatrzone
rysunkami i obrazami odległych miejsc. W każdym wolnym miejscu stoi
jakiś drobiażdżek ze wszystkich stron świata. Uwielbiam tu wracać i
uwielbiam patrzeć przez okna w kuchni na nasz ogródek. Rosną w nim
najprzeróżniejsze gatunki kwiatów i krzewów ozdobnych, mieniące
się wszystkimi kolorami. W środku, otoczone przez kilka wierzb
płaczących znajduje się oczko wodne, w którym pływają przeróżne
gatunki ryb i żyją dziwne formy życia.
Ten dom idealnie
odzwierciedla charakter Evelyn, mojej mamy. Jest ona artystyczną
duszą i bardzo dużo podróżuje razem z mężem Robertem, czyli
moim tatą.
Evelyn jest niewysoką
kobietą w wieku 40 lat. Mimo swego wieku nadal ma kruczoczarne,
długie do ramion włosy i twarz praktycznie pozbawioną zmarszczek.
Jej brązowe oczy wyrażają całą mądrość, jaką zgromadziła
podczas wszystkich podróży, są zwierciadłem jej duszy. Evelyn
uwielbia malować się jaskrawymi kosmetykami i ubóstwia noszenie
kolorowych legginsów oraz koszulek, a także wkładać na siebie
ramoneskę i uzupełniać strój jej ukochanymi butami na słupku
ozdobionym kolcami. Ma nawet kilka tatuaży, lecz nigdy nie chce
zdradzić, co one oznaczają.
Mój tata, Robert nie jest
taki jak jego żona. Sceptycznie podchodzi do jej kolorowego stylu i
nade wszystko ceni wygodę. Jest średniego wzrostu, ma 43 lata,
brązowe włosy i szaroniebieskie oczy. Jest raczej zamknięty w
sobie i nieczęsto się odzywa. Uwielbia chodzić w starych,
rozciągniętych swetrach i nie znosi garniturów. Przejawia talent
aktorski, ale za nic w świecie nie przyzna się do tego przed
ludźmi, bo uważa, że to taka sama głupota jak to, że jego żona
śpiewa przed lustrem do szczotki do włosów – że to po prostu
nie do przyjęcia.
Po wejściu do domu witam się
z rodzicami. Odkładam plecak w przedpokoju i siadam do stołu, przy
którym znajdują się już mama i tata czekając na mnie z
obiadem. Mama zrobiła jakąś potrawę z kuchni indyjskiej, parathy
z jagnięciną, czy jakoś tak. Jem dość szybko i w milczeniu,
rodzice omawiają kolejny wyjazd do Egiptu. Tata jest sceptyczny, ale
znając mamę już za parę minut będziemy mieć zarezerwowane
miejsca w hotelu i umówioną datę wyjazdu.
Gdy tylko kończę jeść,
biegnę do mojego pokoju. Wygląda on inaczej niż cała reszta domu,
jest czysty, uporządkowany i stonowany. Podłoga z ciemnego drewna
kontrastuje z waniliową bielą ścian, śnieżnobiały dywan
przeciwstawia się czarnej jak smoła barwie mebli, które stoją
dokładnie naprzeciwko ściany, przy której znajdują się moje
łóżko i biurko. Jest ona wykonana w całości ze szkła. Mam z
niej piękny widok na ogródek.
Od razu po otworzeniu drzwi
włączam laptopa i szukam informacji o dziewczynach strzelających
ogniem z dłoni, lecz nic nie znajduję. Jestem kłębkiem nerwów,
lecz uspokaja mnie myśl o treningu, na który mam się udać już za
godzinę. Postanawiam jednak wyjść trochę wcześniej.
Gdy mijam domy, przy których
codziennie chodzę razi mnie ich jednakowy wygląd. Wszystkie są tak
samo szare, nudne i nijakie. Tylko nasz dom się wyróżnia, co jest
trochę krzywdzące, ponieważ z tego powodu ludzie w szkole też się
ze mnie wyśmiewają. W sumie, nie ma to większego znaczenia. Śmieli
by się nawet, gdybym mieszkała w tak samo szarym i nudnym domu jak
oni.
Dochodzę do studia pół
godziny wcześniej niż zwykle. Moje palce lgną do strun, chcą je szarpać i w nie uderzać, by wydobyć z nich najpiękniejsze dźwięki z możliwych.
Gdy tylko zaczynam grać, wszystkie problemy znikają jak za dotknięciem
czarodziejskiej różdżki. Zaczynam od nastrojenia instrumentu. Nie mam pojęcia, co chciałabym zagrać. Może jakąś słynną solówkę z przeboju gwiazd rocka z ubiegłego stulecia? Zawsze chciałam zagrać na jednej scenie ze wszystkimi legendami, czuć, że coś potrafię, coś znaczę. A może jakąś cichą balladę? Zawsze interesował mnie ten kierunek muzyki, jego historią a w
szczególności graniem bez akordów.
Gram tak długo, aż palce palą mnie od dociskania strun do gryfu. Nic innego mnie nie obchodzi, chcę tylko
zapomnieć.
Gdy do pokoju wchodzi moja grupa, jestem już spokojna.
***
Wychodzę ze studia, gdy jest
już grubo po dziewiętnastej. Nigdy nie wracam do domu tak późno,
rodzice na pewno będą się zamartwiać. W okamgnieniu się ubieram
i wychodzę na rześkie, wieczorne powietrze.
Idę równym, szybkim tempem.
Gdy od domu dzielą mnie zaledwie dwa skrzyżowania, zauważam, że
coś się pali. Jest to ogromny pożar, z rodzaju tych, których
gaszenie nie zawsze się udaje i zajmuje bardzo dużo czasu.
Nagle, czuję dziwne ukłucie
w piersi. Odnoszę wrażenie, że słyszę płacz ognia, powoli
gasnącego pod napływem litrów wody. Odczuwam ból, który jest nie
do zniesienia, czuję, jakby serce miażdżyło mi się z rozpaczy.
Chcę biec do ognia, zasłonić go przed wodą, uratować, pozwolić
mu istnieć.
Nawet nie zauważam, kiedy
podejmuję szaleńczy bieg w stronę ognia. Staję na linii wody i
wbrew krzykom strażaków namawiających mnie do ucieczki, staram się
zasłonić ogień ciałem. Czuję, jakbym wchłaniała ogień, a jednocześnie nagle robi mi się słabo. Gdy odpływam w
nicość, czuję tylko ręce zaciskające się w moim pasie.
0 komentarze:
Prześlij komentarz