Budzę się w obcym miejscu.
Słyszę krzyk jakiejś dziewczyny, która wyraźnie daje upust swemu
niezadowoleniu.
- Co ona do diaska tu robi? Jakim
prawem ją tu ściągnąłeś? Ona nie może tu być! O czym ty w
ogóle myślałeś?!
- Cirry, ona jest taką samą
Strażniczką jak ty. Nie ma znaczenia, że jej ojciec jest
człowiekiem. Naszym obowiązkiem jest chronić żywioły, ale
siebie nawzajem też! Zapomniałaś?
- Mów co chcesz, dla mnie ona
powinna już dawno nie żyć.
Po tych słowach słyszę, że
czyjeś kroki pospiesznie się oddalają.
Podnoszę się z łóżka i
lepiej przyglądam pokojowi. Znajduję się w miejscu z rzędami
białych łóżek, ściany pomalowane na kojąco zielony kolor tworzą
kształt wielkiego trapezu. W przeciwległym rogu sali znajduje się
stolik z dziwnymi buteleczkami, w których pływają różnokolorowe
ciecze.
Nie zauważam, gdy podchodzi
do mnie chłopak. Na pewno nie jest zwyczajny. Jest przystojny,
wysoki, umięśniony. Sprawia wrażenie, że doskonale wie o swej
atrakcyjności. Czarne jak smoła włosy ma zaczesane do góry, a
błękitne oczy są utkwione w mojej twarzy. Mam wrażenie, że jeśli
nie odwrócę wzroku, to w nich utonę.
- Nareszcie się obudziłaś.
Pamiętasz co się stało?
- Tak, doskonale. Czy to ty mnie
wtedy wyciągnąłeś? Co ja robiłam? Gdzie jestem? Kim ty jesteś?
- Strasznie dużo masz pytań,
wiesz? Przystopuj trochę, jeśli chcesz usłyszeć odpowiedź choć
na jedno z nich. Tak to ja cię wyciągnąłem. Myślę, że dość
heroicznie i nieokiełznanie próbowałaś chronić ogień. To się
zdarza, chociaż nie u zwykłych ludzi. Jesteś w naszym szpitalu. Ja jestem Reck, Strażnik Ognia.
- Strażnik Ognia? Chyba sobie
kpisz. Nie wierzę w takie bujdy. I nie próbuj mi wmawiać, że
naprawdę znajduję się w jakimś tam szpitalu. To tylko moja
wyobraźnia. To się nie dzieje naprawdę.
- Nie wierzysz? W takim razie chodź ze
mną. Coś ci pokażę.
- Mam iść gdzieś z totalnie
obcym chłopakiem, który wmawia mi, że jest jakimś tam
Strażnikiem Ognia?
- Tak, tak właśnie powinnaś
zrobić.
- A co, jeśli tego nie zrobię?
- Hm, jakoś sobie poradzę –
mówiąc to, bez ostrzeżenia bierze mnie na ręce i rusza w
kierunku drzwi.
- Puść mnie! Ratunku! Pomocy! -
próbuję się uwolnić, ale jego silne ramiona trzymają mnie jak w
klatce.
- Większość dziewczyn byłaby
zachwycona możliwością bycia porwaną przeze mnie.
- Nie jestem większością
dziewczyn. I nienawidzę zbyt pewnych siebie chłopaków.
- Cóż, obawiam się, że
będziesz zmuszona ich akceptować. Wśród strażników jest wielu
pewnych siebie ludzi.
- Co nie zmienia faktu, że masz
mnie natychmiast puścić! - korzystając z chwili jego nieuwagi
gryzę go w rękę.
- Aua! - krzyczy i natychmiast
wypuszcza mnie z objęć.
Ja natomiast nie tracę ani
chwili. Zaczynam pędzić opustoszałym korytarzem, aż wpadam na
jakąś dziewczynę. Jest wysoka i umięśniona, ale nieprzesadnie.
Jej brązowe włosy opadają kaskadą na plecy, w piwnych oczach
widzę iskierkę rozbawienia. Jest piękna, na swój naturalny
sposób.
- Stój! Gdzie tak pędzisz? -
pyta ze śmiechem. - W ogóle to kim jesteś? Nie widziałam cię tu
wcześniej.
Coś w jej spojrzeniu
sprawia, że wyznaję jej prawdę. Ona uważnie słucha, aż w końcu
odpowiada:
- To ciebie szuka Rada.
Nigdzie nie mogli cię znaleźć. Jestem Bene.
Odprowadzę cię.
- Co to Rada? Dlaczego mnie
szuka?
- Rada, to coś w rodzaju
naszego rządu. Oni i Oraculum zadecydują, co z tobą zrobić.
Jesteś poszukiwana oczywiście dlatego, że twoja moc została
nieoczekiwanie ujawniona. A teraz, radzę ci iść za mną.
Nie wiem czemu, ale znów
postanawiam jej zaufać. Idę za nią ciągami korytarzy, które
zdają się nie mieć końca.
Po raz pierwszy przyglądam
się miejscu, w którym się obecnie znajduję. Na ścianach nie ma
okien, co wskazuje na to, że jestem pod ziemią. Ściany są koloru
ciepłego brązu, gęsto wiszą na nich obrazy różnych postaci i
zdarzeń. Gruby dywan na podłodze tłumi odgłos kroków. Nagle
zatrzymujemy się przed masywnymi drzwiami z ciemnego drewna. Bene szepcze mi do ucha:
- Nie bój się. Cokolwiek
Rada zdecyduje, nie mają prawa cię stąd wyrzucić, chyba, że
tak zadecyduje Oraculum – mówiąc to jednym pchnięciem otwiera
drzwi, a widok tego, co jest za nimi, zapiera mi dech w piersi.
Widzę wielkie pomieszczenie,
utrzymane w barwach ciepłego brązu i złota. Na środku stoi długi
na dwadzieścia osób stół, przy którym wszystkie miejsca są
zajęte. Najwspanialszą rzeczą w tym pokoju jest jednak kryształ,
wiszący nad stołem. Jest ogromny, niebieski i tworzy wokół siebie
aurę wspaniałości i blasku.
- Iris, poznaj Oraculum i
Radę – mówi Bene i wychodzi, zostawiając mnie samą wśród
wszystkich tych wspaniałości.
- Nareszcie cię znaleźliśmy!
Wysłaliśmy po ciebie Recka, ale zdaje się, że tu nie dotarł –
odzywa się mężczyzna, siedzący u szczytu stołu. Jego oczy,
piwnego koloru, wpatrują się we mnie z dziwną intensywnością.
Wygląda na około 40 lat, twarz ma całą w bliznach, co jednak
nie odbiera mu przystojnego wyglądu. Długie, brązowe włosy sięgają
mu do łopatek. - Nazywam się Dux i jestem Wielkim Strażnikiem.
Nagle do pomieszczenia
wchodzi Reck. Wpatruje się we mnie z dziwnym pomieszaniem
rozbawienia, zainteresowania i złości w oczach.
Rumienię się na wspomnienie
jego ramion wokół mojego ciała oraz tego, jak go ugryzłam.
- No nic, on nie jest nam
potrzebny. Najważniejsza jesteś teraz ty Iris – znowu odzywa się
Dux. - Powiedz nam, jak to się stało, że tu jesteś?
- Skąd pan wie, jak mam na imię?
- pytam, próbując odwrócić uwagę od moich umiejętności.
- Dziecko, znam imię każdego
Strażnika, który jest obecnie pod moją opieką. Mów mi Dux,
jak wszyscy. A teraz, ty odpowiedz na moje pytanie. Skąd się tu
wzięłaś?
- Nie pamiętam. Wiem tylko tyle,
ile powiedział mi Reck – zawsze byłam doskonałym kłamcą.
Teraz mi się to przydaje.
- A ile powiedział ci Reck? -
dopytuje się niezmiennie Dux.
- Może ja sam to opowiem –
wtrąca nagle Reck.
- Więc dobrze, mów Recku –
zgadza się Dux.
- Iris próbowała chronić
ogień. Ja ją uratowałem i zaniosłem do szpitala, ale
najwyraźniej stamtąd uciekła. Jest bardzo temperamentna. Będzie
dobrą strażniczką. Oczywiście nie lepszą niż ja – pomiędzy
zdaniami puszcza mi szelmowski uśmiech. - Nie lepiej pozwolić
Oraculum działać? - zauważam, że słowo Oraculum wypowiada
wręcz z nabożną czcią.
- Może masz rację – zgadza
się z nim Dux. - A więc, Oraculum, wzywam cię!
Wraz z jego słowami rozlega
się dziwny dźwięk, jakby coś chciało się uwolnić z zamknięcia.
Patrzę do góry i zauważam dziwne światło wydobywające się z
kryształu. Po chwili formuje się ono w kształt mężczyzny.
Przemawia on głosem, który automatycznie wywołuje szacunek do jego
postaci.
- A więc to ty jesteś Iris,
nowo odkryta, tak? Wyglądasz jak Strażniczka Ognia. To dobrze.
Dostrzegam w tobie wielką mądrość, a tej ostatnio brakuje w
szeregach Strażników Ognia – mówiąc to znacząco spogląda na
Recka, który wcale nie wygląda, jakby robiło to na nim wrażenie.
- To nie moja wina, że tamta
rura nagle pękła! Nie byłem w stanie tego przewidzieć.
Powinieneś to wiedzieć.
- Jak śmiesz się tak zwracać
do Oraculum?! To karygodne! - karci Recka Dux.
- W twoim sercu panuje wielka
zuchwałość i egoizm, doprowadzą cię one kiedyś do zguby,
Strażniku.
- Z tą zgubą to bym się jednak nie zgodził. Gdybym był kompasem, ludzie płaciliby fortunę, byle mnie mieć. W sumie to nawet teraz to robią – odpowiada zuchwale Ryan.
- Czy możemy przejść do
rzeczy? - pytam ze zniecierpliwieniem.
- Och, ależ oczywiście.
Absolutnie, natychmiast musisz przejść odpowiedni trening. Widzę
w tobie potencjał, potencjał tak wielki, że z pewnością
któregoś dnia zostaniesz Wielką Strażniczką. Lecz teraz należy
zająć się sprawami obecnymi. Niezaprzeczalnie, zostajesz tutaj.
Jako że ostatni partner Recka zginął, będziecie od tej pory
tworzyć parę – po wypowiedzeniu tych słów duch Oraculum
powraca do kryształu.
- Co to znaczy, że będziemy
tworzyć parę?
- Będziecie partnerami.
Będziecie razem chodzić na zwiad, misje, czy co tam jeszcze się
wydarzy. W waszym przypadku między innymi na Recka spadnie obowiązek nauczania
ciebie, Iris. Musicie zacząć od opanowania twojej mocy. Możecie
już odejść. Reck, zaprowadź Iris do jej pokoju.
- Jasne – odpowiada z uśmiechem
chłopak.
0 komentarze:
Prześlij komentarz