Nadszedł czas, abym podzieliła się ze światem moją radosną twórczością!
Wszelkie komentarze są bardzo mile widziane :)
PS Tak wiem, jest dużo do poprawy.
Jest bardzo wietrznie, gdy idę do szkoły. Naprawdę, wieje bardzo mocno. W pewnym momencie nawet zwiewa mi czapkę z głowy. Oczywiście, ludzie nie mogą się nadziwić gdy widzą, co ukrywa się pod czapką. Wypada spod niej długi do pasa warkocz ognistorudych włosów. Wiem, że rude włosy raczej już nie robią na nikim wrażenia. Ale moje są w kolorze ognia. Dosłownie.
Jestem adoptowana. Rodzice
zostawili mnie pod drzwiami Roberta i Evelyn gdy tylko się
urodziłam. Jednak ja czuję, że do nich nie pasuję. Ich charakter
zupełnie nie jest w stanie okiełznać mojego ognistego i
wybuchowego temperamentu. Jakoś się dogadujemy, ale ja coraz
częściej myślę o ucieczce. Mimo wszystko, kocham ich najbardziej na świecie, bo nie ma dwójki takich samych osób jak oni.
W
pewnym momencie zza rogu wychyla się mój najgorszy koszmar: Michael
Bell. Prześladuje mnie od pierwszej klasy podstawówki, kiedy wpadł
na świetny pomysł przyklejenia mi wyzutej gumy do włosów.
Musiałam wtedy obciąć się na krótko. Obecnie jego złe
zachowanie objawia się biciem, straszeniem i kradzieżami.
Pomyślicie pewnie, czemu nie poprosiłam kogoś o pomoc? Prosiłam
dużo razy, lecz wszyscy zawsze wierzą Michaelowi. Teraz, gdy mnie
widzi, na jego usta od razu wdziera się kpiarski uśmieszek i rusza
ku mnie z zadowoloną miną.
Bardzo się boję. Gdyby to
jeszcze był zwykły, przeciętny chłopak. Tylko że Michael to
jakiś przerośnięty bokser! Ma chyba ze dwa metry wzrostu i na
każdym kroku chwali się wszystkim swoimi mięśniami, których
najczęściej używa na mnie. Przez chwilę myślę o ucieczce. Potem
przypominam sobie, że mimo tego, iż Michael to wielkolud, to biega
jak mistrz olimpijski. Nie zostaje mi nic innego jak spuścić wzrok
i czekać na rozwój wydarzeń.
- No
siema, siema! Kogo moje piękne oczy widzą? Rudzielec! No gadaj,
ile masz dzisiaj kasy?
- Nic.
- Naprawdę?
Jakoś ci nie wierzę. Dawaj, albo zabiorę ci pieniądze siłą.
- Mówiłam
już, nie mam.
- Nie
udawaj! Daję ci ostatnią szansę. Dawaj kasę, albo oberwiesz!
Nic
nie mówię. Nie mogę tak po prostu dobrowolnie oddać mu pieniędzy
i dać mu kolejnego powodu do naśmiewania się ze mnie. Gdy Michael
widzi, że nie zamierzam nic zrobić, łapie mnie za rękaw i
wprowadza do ciemnego zaułka. Gdy tylko staje, czuję na brzuchu
silne uderzenie jego pięści, a następnie wielkie łapska
przeszukujące mi kieszenie. Gdy kończy, jest bardzo zadowolony.
- No,
no! Dziesięć dolców! Będę miał na fajki. A, jeszcze jedno.
Jeśli jeszcze kiedykolwiek piśniesz komukolwiek choćby
najmniejsze słówko pożałujesz. Ja nie żartuję.
Stoję jak sparaliżowana.
Jednocześnie jestem rozwścieczona jak byk na widok czerwonej
szmatki a z drugiej strony, czuję się dziwnie bezsilna i bezradna.
Nagle, czuję dziwny przypływ mocy, która aż się prosi, żeby ją
uwolnić. W jednej chwili stoję już z wyciągniętą przed siebie
ręką, z której bucha ogień. Dziwnym trafem nie pali mi on ręki. Michael, tknięty ogniem, pada na ziemię z
głuchym stukotem.
Nie
wiem co robić. Właśnie powaliłam Michaela Bella na ziemię
płomieniem wydobywającym się z mojej dłoni.. Myślę, że musiało mi się coś przywidzieć.
Idąc za głosem instynktu pochylam się nad Michaelem, wyciągam
skradzione przez niego pieniądze, i biegnę w kierunku szkoły.
0 komentarze:
Prześlij komentarz